W domu

W domu

sobota, 28 grudnia 2013

Long time before rock and roll



Long time before rock and roll
Duszne lata są w Ząbkowicach. Na ulicach wtedy topnieją długie, linie benzyny  tudzież ropy, służące chyba jako naturalny podział pasów jezdni uliczek osiedla Kwiatowego. Brakowało by tylko okrągłych kul wyschniętego siana, które wiatr przewiewał by z jednego końca ulicy na obrzeża miasta. Preria, Texas, a niekiedy iglaste Millewakie- przy młodzieńczej wyobraźni i odrobinie napojów alkoholowych wszystko jest możliwe. Niedaleko najprawdziwsze polskie działki, na których drewniane domki i niechlujnie pozbijane anltanki przywodziły na myśl niewielkie rancha, na których wąsaci cowboye w kapeluszach i indiańskich kurtkach z frędzlami palili tytoń i pogrywali na gitarze country'owe ballady. W takich powiedzmy surrealistycznych krajobrazach po raz pierwszy się poznaliśmy. Ja z TurboMazuratorem (wcześniej nazywanym Michałem), niespełna15-letni fani piłki nożnej i muzyki Green Daya, zostaliśmy zaproszeni przez niejakiego Manka Paczkowskiego na grilla na działkę Adasia. Mańka poznaliśmy wcześniej , z niewiadomych przyczyn grywaliśmy w pokera w barze Bombka i nagrywał dla nas partie na jambe do naszego coveru Całej Góry Barwinków. Idąc na spotkanie, dostaliśmy telefoniczne zadanie kupienia 10 browarów.  Niestety młodzieńczy mleczny zarost i trądzik, co rusz zdradzał nasz prawdziwy wiek i kompletnie niweczył szanse na sprawne powodzenie tej misji. Postanowiliśmy więc najpierw pójść na działkę i zapoznać się z resztą kompanii. Adaś w zwiniętym w kok afro przewracał węgiel z lewa na prawą, Jaco nucił coś na harmonijce, Maniek, jeszcze wtedy szczupły, ze źdźbłem trawy w ustach, przewracał się z boku na bok na hamaku. Siedzieliśmy tam wtedy, we flanelowych koszulach, przy ognisku i z piwem w ręku( Maniek kupił już wtedy był nieźle zarośnięty) do późnych godzin nocnych, gadając o najróżniejszych pierdołach na świecie, słuchając Upside downJacka Johnsona, wpatrując się w nietknięte miejskim światłem bezchmurne i gwiaździste niebo. Działka stała się miejscem kultu, portalem wprowadzającym Nas w czasy nastoletniej dojrzałości. Przesiedliśmy tam szmat czasu, niejedno lato, wypalając setki papierosów i drewna na ognisko, przegrywając na gitarach wszystkie stare szlagiery i standardy, wypijając hektolitry piwa, po których butelki magazynowaliśmy w starej, metalowej szafie( nie było przyjemnie jak ciocia Adasia to odkryła). Przez to miejsce przewinęło się masę ludzi z którymi przeżywaliśmy niesamowite historie. Jadnak to nie jedyne miejsca w które zkolonizowaliśmy w Ząbkowicach. Pamiętam, jak wdrapaliśmy się z Adasie na stary wiadukt przy ulicy Kamienieckiej i przesłuchiwaliśmy z komórki wszystkich nagrań Mando Diao, jak z Jackiem, siedząc na ławce gdzieś na polu jaraliśmy się wszystkimi projektami Pete Donhertego, jak z Mańkiem obżeraliśmy się głowizną na ławce na osiedlu, czy z Turbem za torami przy kukurydzy wymyślaliśmy słynne gitary solowe do Kubańskich pomarańczy.






Ognisko

Pamiętam jak na któryś to wakacjach, w pewien letni dnień siedzieliśmy do późnych godzin nocnych pod starym wiaduktem przy ulicy działkowców. Wieczór był dość chłodny, toteż wszyscy sądziliśmy że posiedzenie szybko się skończy. Turbo dość wcześnie poszedł spać, a Adasia zniknął gdzieś w Krakowie. Mieliśmy z Jackiem i Mańkiem już iść do domu, ale zatrzymaliśmy by wypić jeszcze jedną piwo pod środkowym sklepem na osiedlu. Było koło trzeciej w nocy, ale z niewiadomych przyczyn dostaliśmy nagły przypływ energii i totalnie odechciało Nam się spać. Co najgorsze w Mańku pod wpływem alkoholu obudziła się dzika bestia, autodestrukcyjny Hunk Moody lub  Hulk, dzięki którym łamie sobie nogi i ląduje w wielu niespotykanych miejscach. Krzyknął tylko "chodźcie ze mną" i wypruł przez żywopłot w ciemność. Ruszyliśmy w pościg za szaleńcem. Pusta ulica, słychać było tylko chrzęst łamanego drewna. Po chwili, gdy nasze  spojówki przyzwyczaiły się do wszechogarniającej ciemności, zobaczyliśmy Manka niosącego świeżo wyrwane ogródkowe palisady z pobliskiego osiedlowego ogródka. Padł pomysł, że zostajemy na osiedlu do rana i robimy ognisko. Dzięki Bogu miałem jakieś skarpetki w torbie, które posłużyły nam jako rozpadła. W końcu mogliśmy się ogrzać przy ogniu rozpalonym na boisku pomiędzy ostatnimi blokami a wschodnimi polami. Piliśmy piwo i śpiewaliśmy stare celtyckie melodie. I piosenki metalowego zespołu ThermiT z naszym ludowym tekstem. Maniek powiedział rodzicom, że śpi u mnie, Jacek że u Manka, ja że wrócę później. Postanowiliśmy iść obejrzeć na polach wschód słońca. Zakupiliśmy na stacji benzynowej kolejne piwa, wzięliśmy parę gałązek ze świeżo ściętego drzewa przy sądzie i ruszyliśmy przed siebie. Po długiej drodze, zamiast wschodu słońca spotkał nas ulewny deszcz. Ostatnimi siłami, całkowicie przemoczeni, doczołgawszy się pod garaże, zadzwoniliśmy do naszej ostatniej deski ratunku- do Turbo. Ten zwęszył imprezę. W ciągu 7 minut( była 7 rano) przybył swoim srebrzystym automobilnem po Nas i wpadliśmy na kolejny pomysł, tym razem że jedziemy na śniadanie do starej budy z zapiekankami w oddalonych o 20 km od Ząbkowic Ziębicach. Pojechaliśmy, zjedliśmy, rozbolał Nas brzuch i zmokliśmy jeszcze bardziej. W domu byliśmy o 9.  O 15 Turbo zrzucił mnie z łóżka i zakomunikował że czas na próbę:D

video


video


Cyryl Brown 

1 komentarz:

  1. Fajnie, że go stworzyliście, przyjemnie się czyta. Jeśli mogę coś zasugerować to z chęcią przeczytałabym post w którym można by się dowiedzieć czegoś więcej o was. Właściwie nie znalazłam jakiegoś konkretnego wywiadu a troszkę mnie to ciekawi. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń